Marki, ul. Fabryczna 2, tel. (22) 781 14 06

Krzysztof Lubowiecki - DANIA

Krzysztof Lubowiecki  Urodzony w 1949 roku w Markach-Strudze. Od ponad trzydziestu lat mieszka w Danii. Ukończył Wydział Architektury Akademii Sztuk Pięknych w Kopenhadze. I taka też jest jego droga zawodowa, między innymi przez wiele lat pracował jako architekt na misjach humanitarnych ONZ, odbudowując Jugosławię, Czeczenię i Gruzję, obecnie jest architektem przy Radzie Miejskiej Maribo w Danii.
Maluje olejno i akrylem na kartonie. Tworzy grafiki wykonane ręcznie charakterystyczną kreską, poddawane później niewielkiej obróbce komputerowej. Prace, zanim zostaną przelane na karton lub papier, długo dojrzewają w myślach twórcy. Artysta wystawiał je w Danii, Niemczech, Francji, Szwecji oraz Polsce; w naszej galerii brał udział w wystawach Prezentacje Plastyki Mareckiej 2003/2004, 2006, 2007 i 2009. Dużo podróżuje, między innymi był w Izraelu, na Sycylii, w Grecji, Bułgarii, Rumunii, w Czechach, Słowacji i Austrii. Najlepiej czuje się w Polsce.

Lubowiecki Jest twórcą prac o wyraźnie literackim podtekście, gdzie niesłychanie dużo się dzieje, jest bardzo intensywny kolor, niespokojna forma. Literatura jest czymś więcej niż anegdotą, dlatego, że skłania widza do własnej interpretacji, do bliskiego kontaktu.

Kilka słów o sobie: Cale dzieciństwo i wiek nastolatka spędziłem w mojej Ukochanej Strudze należącej do Marek. Malowałem od dzieciństwa, a pierwszym nauczycielem była moja matka, która też malowała. Przeszedłem kolejne rożne etapy od surrealizmu, dadaizmu, superrealizmu do obecnych form. Nie skalałem się nigdy abstrakcją, bo uważam ją za sztukę dekoratywną, a więc pozostającą na równi z tapetą i wzornictwem przemysłowym. Uważam, że mimo warsztatu trzeba mieć coś w sercu, coś, co się chce przekazać, wejść w dialog. Wystawiałem dużo, głównie w Danii. ale nigdy nie szedłem „na akord”. Głównie w mniej renomowanych galeriach, bo jest to prostsze i mniej snobistyczne. Duże galerie liczą na nowinki, są więc podobne do sklepów z ciuchami.

KONTAKT: tel. 00 45 54606238  lobowiecki@mail.tele.dk

Galeria zdjęć

KRZYSZTOF LUBOWIECKI - "Wielki świat małych ludzi" - malarstwo, grafika, rysunek
Galeria Mareckiego Ośrodka Kultury 7.I - 15.II.2007

Uroczystość otwarcia wystawy uświetniły standardy muzyki lat 60-tych w wykonaniu: KAROLINA BRODNIEWICZ - puzon BARTŁOMIEJ LEWCZUK - piano.

Malarstwo:
- WIELKI ŚWIAT MAŁYCH LUDZI - 1996 – 2007, akryl na kartonie, 22 spośród około 100 obrazów
Grafika i rysunek
- APOKALIPSA wg ŚW. JANA - 1996 - 1997, 4 z cyklu składającego się z 50 grafik
- W PODŚWIADOMOŚCI - 1998 – 2007, 10 z cyklu składającego się z 32 grafik
- STRUGA - lata 60-te - 2000, cykl składający się z 24 rysunków

TO WSZYSTKO ISTNIEJE OBOK NAS
Bartłomiej Gutowski

Wchodząc do obszernej sali mareckiego domu kultury uderza w nas feeria barw. Przez chwilę można mieć wrażenie powrotu do dzieciństwa. Do kolorowego, fascynującego świata, gdzie zachwycało wszystko to, co najprostsze, gdzie wyobraźnia dodawała barw szarej codzienności. Wystarczy jednak chwila, by to wrażenie prysło. Za magią koloru na pokazanych obrazach nie czai się wyidealizowana wizja rzeczywistości, jarmarczno-kuglarskiego świata, gdzie wszystko jest proste. Świata, w którym wystarczy się po prostu znaleźć, aby być szczęśliwym. Tak naprawdę w świecie obrazów Krzysztofa Lubowieckiego rządzi Pani Głupota, tak wspaniale opisana pięćset lat temu przez Erazma z Rotterdamu w Pochwale Głupoty. Coś w z tego opisu możemy odnaleźć w tym malarstwie. Literacka tradycja dla tych obrazów zdaje się być ważniejsza niż plastyczna, niekiedy wręcz ocierają się o anegdotyczny charakter, jak np. "Ciekawość". Są próbą przekładania słowa na świat obrazu. Niewątpliwie przywodzić mogą na myśl całą wielką tradycje malarską podobnego obrazowania - począwszy od "Zabaw dziecięcych" Piotra Bruegla Starszego, a na Jerzym Dudzie-Graczu skończywszy. Świat, który jest na nich pokazany, to rzeczywistość na opak, w którym do głosu dochodzą najniższe instynkty. Oczywiście obrazy Lubowieckiego różnią się bardzo w warstwie plastycznej, od wizji Dudy-Gracza. Mają zdecydowanie bardziej ilustratorski charakter. Niekiedy można wręcz odnieść wrażenie, że powstały jako ilustracje jakiejś książki. Są też zdecydowanie mocniej oparte na linii. Kolor i linia budują to malarstwo.

Prace malarskie Krzysztofa Lubowieckiego są próbą uchwycenia tego, co w człowieku niskie, podłe. To taki trochę świat na opak, świat, w którym natura ludzka nie jest ze swojej istoty dobra, ale zła i podstępna. Niskie instynkty tkwią gdzieś głęboko w człowieku, w tych obrazach mogą bez skrępowania się ujawniać. Na obrazie "Mocne ramię" przedstawiona jest para staruszków, on z przodu obejmuje ją prawą ręką, ona stojąca nieco z tyłu zdaje się kurczowo go trzymać. Piękna scena miłości, która wygrała walkę z czasem, pozornie! W jego geście jest coś władczego, jakaś ukryta siła. Ona niemal kurczowo chwyta się tej ręki, niewiele jest w tym geście jednak miłości - raczej strach, przez całe życie ćwiczona uległość. Podobną relację możemy odnaleźć na obrazie "Lalka" ojciec trzyma na rękach małe dziecko - to możemy dostrzec na pierwszy rzut oka. Dziecko jednak jest przedwcześnie podstarzałe, nie ma w nim nic z radości dzieciństwa. Trzymający je mężczyzna zdaje się nim bawić, to nie dziecko bawi się lalką, to ono nią jest w świecie dorosłych. Niekiedy można odnieść wrażenie, że dla artysty cały świat pogrążył się w jakiejś grze szaleńców - "Cyrk", "Spojrzenie zza kulis", "Biesiada", "Problemy z DNA" - w tych obrazach czai się szaleństwo tego świata, może jeszcze wyraźniejsze w chociażby obrazie "Ciekawość"

Czy mają one charakter uniwersalny, czy są raczej osobistą opowieścią o ludziach, których ciała stają się obrazem zdeformowanego wnętrza, ludziach, którzy nurzają się w swoich wadach i przywarach, w głupocie, ludziach, którzy już nie umieją się cieszyć, być szczęśliwymi? Przez cały czas toczą ukrytą grę z sobą, ze światem, tak jak np. w "Cesarzu", gdzie wszyscy zdają się jedynie odgrywać powierzone im przez życie role.

W pokazanych na wystawie komputerowo przetworzonych rysunkach podkreślane przez artystę związki z Schulzem są oczywiste. Jednocześnie jednak te prace niemal ocierają się o sztukę naiwną. Może najpełniej widoczne jest to w serii przedstawień Strugi sprzed niemal półwiecza. W samym sposobie spojrzenia jest podobna świeżość, charakterystyczna właśnie dla sztuki naiwnej. Widzimy na tych grafikach ludzi, może bardziej prawdziwych niż ci na obrazach, podobnie jednak zamkniętych w swoim świecie. Każdy z nich na swój sposób odbiera rzeczywistość, stara się ją zrozumieć, jakoś uchwycić. Jest jej pełnoprawnym uczestnikiem, doskonale jest to uchwycone w przedstawieniach procesji i pogrzebów. Pokazani tam ludzie nie są idealizowani. Część przeżywa to, co się dzieje, inni zdają się być pochłonięci swoją rolą w tym wydarzeniu, jeszcze inni zdają się prawie nieobecni, uciekający do swoich własnych spraw.

W sztuce Lubowieckiego nie ma pogoni za nowością, jest raczej szukanie prawdy, zmaganie się z własnym obrazem świata. Większość z nas nie powiesiłaby tych prac w salonie czy sypialni. Zdają się na to zbyt ponure, przerażające. Obraz nie ma być przecież jednak tylko "dekoracją" ściany. Ma swoje własne, autonomiczne znaczenie, kierowane do nas przesłanie. W tym tkwi jego wartość. A tego na pewno nie możemy odmówić tym pracom. One nie mają być po prostu ładne, niosą w sobie pewien obraz świata i związane z tym przesłanie moralne.

Bartłomiej Gutowski
Galeria Mareckiego Ośrodka Kultury
luty 2007


"Wtedy zrozumiałem, co mam czynić, i pełen zapału zacząłem z szaf wyciągać stare foliały, wypisane i rozsypujące się księgi handlowe ojca i rzucałem je na podłogę pod ten słup ognisty, który leżał na powietrzu i pałał. Nie można mi było nastarczyć papieru. Brat i matka przybiegali wciąż z nowymi naręczami starych gazet i dzienników i rzucali je stosami na ziemię. A ja siedziałem wśród tych papierów, oślepiony blaskiem, z oczami pełnymi eksplozyj, rakiet i kolorów, i rysowałem. Rysowałem w pośpiechu, w panice, na poprzek, na ukos, poprzez zadrukowane i zapisane stronice. Moje kolorowe ołówki latały w natchnieniu przez kolumny nieczytelnych tekstów, biegły w genialnych gryzmołach, w karkołomnych zygzakach, zwęźlając się raptownie w anagramy wizyj, w rebusy świetlistych objawień, i znów rozwiązując się w puste i ślepe błyskawice, szukające tropu natchnienia."

"Siedziałem na ziemi. Dookoła mnie leżały na podłodze kredki i guziczki farb, boże kolory, lazury dyszące świeżością, zielenie zbłąkane aż na kraniec zdziwienia. I gdy brałem do ręki czerwoną kredkę - w jasny świat szły fanfary szczęśliwej czerwieni, i wszystkie balkony płynęły falami czerwonych chorągwi, i domy ustawiały się wzdłuż ulicy w tryumfalny szpaler. Defilady strażaków miejskich w malinowych uniformach paradowały na jasnych szczęśliwych drogach, i panowie kłaniali się melonikami koloru czereśni. Czereśniowa słodycz, czereśniowy świergot szczygłów napełniał powietrze pełne lawendy i łagodnych blasków."

Bruno Schulz. "Genialna epoka"
Wybór cytatów: Krzysztof Lubowiecki

ARTYSTA

Z Krzysztofem Lubowieckim rozmawia Paweł Tyliński

7 stycznia odbył się w Mareckim Ośrodku Kultury wernisaż prac Krzysztofa Lubowieckiego, artysty zamieszkałego w Danii. Urodzony w 1949 r. W Markach-Strudze, Lubowiecki wyjechał w 1969 r. do Danii; ukończył tam Wydział Architektury Akademii Sztuk Pięknych.

- Został pan architektem?
- Zostałem artystą. W Polsce uczelnie wyższe kształcą architektów inżynierów, w Danii architekt jest artystą, który tworzy dzieło.
Ma inżynierów do policzenia miar.

- Studiował Pan w gorącym okresie, po 1968 r...
- W 1972 r. Wszyscy studenci kochali komunizm. Ja jeden nie.

- Jak wyglądało Pańskie życie potem?
- Zostałem architektem w urzędzie, wydawałem decyzje dotyczące zagospodarowania przestrzeni miejskiej - tu przesunąć próg o pół metra, tam o metr. Wytrzymałem 5 lat. A to były bardzo dobre zarobki. Ale nie dało się już wytrzymać. Wyjeżdżałem, byłem jako architekt w Grecji, Czeczenii.

- Porzucił Pan tak wysokie zarobki?
- Na moją decyzję nie miały już wpływu zarobki. Ujmijmy to tak: jest urząd, w urzędzie kierownik, i ten kierownik ustawia urząd tak, jak sobie życzy. Trzeba się dostosować.
Kobietom chyba jest łatwiej - artysta wzdycha.
W jakiś sposób łatwiej się dostosowują psychicznie.

- Czy te urzędnicze przeżycia wywarły wpływ na Pańską twórczość?
O tak. Widzi Pan w różnych miejscach centralnie umieszczoną postać, takiego kierownika, centrum świata. Inne osoby są mu poddane, całkowicie.

- Został Pan Duńczykiem?
Nie. W żaden sposób, chociaż mówię po duńsku jak Duńczyk. Przede wszystkim jestem człowiekiem wierzącym, a dla Duńczyków to tak, jakbym ogłosił, że jestem fundamentalistą, dosłownie talibanem.

- Coś Pan zrobił, aby Pana tak nazywali?
- Wyrzeźbiłem krzyż, 3-metrowy, z drzewa lipowego, przed kościołem, w Maribo. Wystarczy. Teraz w Danii wszyscy musza być "modern", nowocześni. Cała sztuka jest w jakimś obłędzie.

- Co znalazł Pan na wyjazdach?
- Inną atmosferę, inne problemy. W Kosowie. Dostałem 500 000 dolarów, budowałem 3 szkoły. Wieczorami malowałem. W Czeczenii. 200 tyś ludzi mieszkających w namiotach, nie takich zwykłych, ale specjalnych, mieszkalnych. Niesamowite. W Gruzji - brak kultury. Starożytne państwo i zupełnie zsowietyzowane, pusta przestrzeń.

- Co będzie pan robił teraz?
- To się okaże. Na emeryturę wrócę do Polski, to na pewno.

Życie Powiatu, nr 1 (55) 18 stycznia 2007