Marki, ul. Fabryczna 2, tel. (22) 781 14 06

Wanda Spalińska - NADMA

Wanda Spalińska – poetka, dziennikarka, redaktorka. Z wykształcenia ekonomistka, co pozwala jej na szersze widzenia problemów ludzi i świata.  Interesują ją sprawy społeczne, związane z relacjami międzyludzkimi, ochroną środowiska i skutkami ocieplenia klimatu.
Jako poetka porusza tematy dotyczące postaw i zachowania Polaków, a także związane z trwaniem i przemijaniem. Próbuje w liryce wypowiedzieć całą złożoność i głębię nurtujących nas wątpliwości, dotrzeć do prawdy, dotknąć teraźniejszości i istoty człowieczeństwa. Jej wiersze są wyczulone na sprawy nieuchwytne, niedookreślone, ale mające wpływ na wszystko.  Debiutowała w prasie w latach siedemdziesiątych.  Wydała dwanaście tomików wierszy i ,,Gałązkę oliwną. Z Księgi Pamiątkowej  żoliborskiego sanktuarium” – z jej wyborem i przedmową. 
 

Galeria zdjęć

Marecka ciuchcia

Kiedyś chodziła tu ciuchcia

ospała powolna kaszląca

pełna ludzi w drodze do pracy i z powrotem

gwizdem torowała sobie drogę między domami

wagoniki próbował dogonić cień

mijających dni

 

Ciuchcia żelazko z duszą

do prasowania czasu

starannie równo każdego dnia

na całej trasie

zdarzały się kanty i zmarszczki

ale to kwestia estetyki i okoliczności

które bywały zmienne

 

Gdy powstawała na obrzeżach imperium

wielkie wiązano z nią nadzieje

i nie zawiodła

gwizd świst kłęby dymu

wiozła przyszłość

przędzy cegieł drewna żyta

ludzi

 

Wjazd w dwudziesty wiek

otwarta została brama do nowoczesności

do stolicy zaledwie parę przystanków

można było wyruszyć w świat

z kuferkiem przewiązanym sznurkiem

lub z tekturową walizką pełną marzeń

 

Ciuchcia przetrwała dwie wojny światowe

wojnę z bolszewikami i sanację

i kawałek rządów władzy ludowej

spadła z planów w piątej pięciolatce

tłumy na całej trasie żegnały

swojego Samowarka

 

Zamiast ciuchci kursują autobusy

przewożą pragnienia i troski

które są esencją egzystencji

przemijanych pokoleń –

w wąskim tunelu ulicy

migają światła na skrzyżowaniach

 

Przeszłość zostawia niewiele śladów

tory kolejki rozebrano

kłęby dymu rozwiał wiatr

W dymie gwiżdżącego parowozu

niejedna kryła się przepowiednia

o początku ale i o końcu świata

 

Na skwerze w centrum miasta stanął parowóz

Samowarkiem przez pasażerów zwany

gdy człapał i pędził przez jawę i sny

prawie przez osiemdziesiąt lat

stanął na bocznym torze

nie powiezie już żadnych gości

pomnik przeszłości

 

Będzie powoli rdzewieć

by nabrać muzealnej urody

nocami może ruszyć

ponad polami ponad lasami przez niebo

jak sanie świętego Mikołaja

by snuć dym pamięci

zbędny rozkład jazdy

 

Droga przez stacje wyobraźni

szerszej niż tory świata

w powietrznej orkiestrze wiatru

szumie drzew i trelach kosów

słowa melodie obrazy

ruch dalekobieżny

 

 

Powracanie

 

Pędząca czwórka koni

Chełmońskiego

majaczy gdzieś w dali

dźwięk janczarów przyzywa

biegną drogi

w kierunku dzieciństwa

Kawałek ziemi

z topolami wrastającymi w niebo

i starym psem w bramie

z daleka bieleją brzozy

jakby się obłok na trawie położył

Drogi przez środek życia

przychodzą i odchodzą

niewidzialne

śniły mi się gołębie – powiada ojciec

widziałam we śnie konie – mówi matka

a to ja byłam

z tomiku ,,Zabawki”

 

 

Pamiętasz - pamiętaj

 

Wisło pamiętasz tę noc

powietrze zatrute oddechem

jak twoje wody

Słyszałaś krzyk bólu

krzyk zakneblowanych ust

który powracał echem

rozdzierając niebo nad Polską

W ramiona przyjęłaś ciało

chłodząc rany

obmyłaś je delikatnie

przed spoczynkiem

pluskiem niosąc pieśń żalu

W głębinie zachowałaś odbicie

twarzy morderców

gdy wypatrywali dna

Wisło pamiętaj tę noc

wołanie krwi Abla nad brzegiem

i oślepłe gwiazdy

gdy nagle dzwon Ojczyzny

psalmem uderzył

w okna

Wołanie szło przez ziemię

 

z tomiku ,,Wezwanie”

 

 

Obiecano mi wszystko

 

Obiecano mi wolność

od wszelkich bólów

ponad wytrzymałość człowieka

a tu wskazówka kompasu kręci się naokoło

Tyle opuszczonych miejsc

kłaniają się przydrożne topole w szalach obłoków

popiół i igliwie pamięci

niosę na butach

Zbieram sierpniowe gwiazdy

prosto w ramiona

i martwe jaskółki

z kruchą słomką w dziobie

Wyprzedaję pragnienia

za zapach rozkołysanych łąk

za las szeleszczący pod nogami

przecież za coś muszę żyć

W ogródku cisza się wsparła

o słoneczniki

i czeka

aż się przebudzą motyle

 

z tomiku ,,Co uczyniłeś z człowiekiem”

 

Jak dzika kaczka

 

Jestem jak dzika kaczka

o pokaleczonych skrzydłach

taplająca się w błotnistym jeziorze

między trzcinami

nasłuchuję głosu fali

uderzającej o brzegi snów

uginam się pod ciężarem gwiazd

choć do nieba daleko

Samotność osacza serce

bezrozumny mięsień nie nadąża

toczyć życia

Tyle trudu by mieć rację

a każda szczyptą popiołu

gaśnie na twarzy

Wszystko zdarza się naprawdę

kropla na kamieniu przy drodze

jest zapowiedzią oceanu

 

z tomiku ,,Konie we mgle”

Wolność na trapezie

Drżą liny

naciągnięte do granic wytrzymałości

ludzie z zadartymi głowami pchają się i krzyczą

każdy predestynowany do występu

każdy może ćwiczyć na trapezie

chodzić po linie

żonglować

O sztuce cyrkowej prawie nie słychać

jak każda sztuka jest lekceważona

przed upadkiem ma chronić siatka

A siatki nie ma

liny drżą

Ciszej! Ciszej!

To wolność

nasza wolność skacze na trapezie

tańczy na linie poloneza

żongluje obietnicami posadami hasłami

staje dęba na koniu i drażni dzikie zwierzęta

Pod kopułą chmara wróbli

wygłodniałych nadzieją na pełne spichlerze

a na barierce otaczającej arenę

drzemią koty leciutko poruszając wąsami

Ludzie pchają się krzyczą tupią

śmieją się i szydzą z dyrektora

biorąc go za klauna

 

z tomiku ,,Wolność na trapezie”

 

 

 

Wymknęła się

 

Wymknęła się z kącików ust

gdzie przez dziesiątki lat mieszkała

kątem

Tak jak wychodzi się na spacer

na smycz wzięła wiersz

o snach na dnie dzwoneczka konwalii

Nie narzekała

kryła się w cieniu uśmiechu

i odpoczywała w zadumie warg

Gdy z chaosu myśli wystartowała rakieta

słowom przypinała skrzydełka

by mogły spokojnie zejść na ziemię

Wyszła a może porwał ją młody szpak

choć nie przypominała czereśni

albo któraś ze srok

choć nie błyszczała w słońcu

a może strącił ją wiatr

silne wiatry przedzierały się przez drzewa

w tym roku

Czyżby znalazła dom w wichrze

albo w kamieniu

albo w wilgotnej zieleni łąki

z uchem zajęczym pod głową

Może wiersz pociągnął ją w nieznane

poza konwalie borówki mech

poza płacz i śmiech

poza czekanie

Wymknęła się ale przecież może wrócić

jak pytania

na które nie ma dobrej odpowiedzi

Moja malutka nadzieja

 

z tomiku ,,Mamidła”

 

 

W albumie rodzinnym /1/

 

Koniec lat dwudziestych

na zdjęciu rodzina ojca

babcia w łowickim stroju

z dziadkiem i synami Leonem i Stanisławem

Na drugim zdjęciu rodzina mamy

dziadkowie otoczeni gromadką dzieci

malutka Leokadia w jasnej sukience

z falbankami

Domy wśród starych drzew

w perspektywie ogrody i pola

lato w pełni jeszcze przed żniwami

widać zwisające kłosy pszenicy

złociste choć zdjęcie czarno-białe

Powietrze ciężkie aromatem

dojrzewających owoców morw

można je czerpać spragnionymi dłońmi

i pić spokój

O czym rozmawiali przed chwilą

pozowanie do zdjęć było wówczas wydarzeniem

wszyscy w strojach wizytowych

nakrochmalone koszule sterczą uroczyście

Fotograf wnosił w życie niepokój

ustawiał zagadywał opowiadał o ptaszku

który miał zaraz wylecieć

a ptaki siedziały na morwach

i nie mogły się nadziwić

Niebo gładkie jasne i ciche

kopuła przykrywająca chwilę

tę na zdjęciu

 

Dziś nikogo z nich już nie ma

odchodzili powoli pojedynczo

niepostrzeżenie

nie ma też tamtych domów ani tamtych drzew

nie ma ogrodów

i niebo też chyba inne

Jeden dom rozebrano by pobudować nowy

na drugi piorun spadł po topoli

ten został odbudowany

drzewa nowe urosły

 

z tomiku ,,Jestem”

 

 

 

Punkt

Jaskółka na linii wysokiego napięcia

czarny punkcik na prostej

punkt odniesienia

do pierzastej chmurki z kipiącego mleka

do słupa podpierającego kosmos

do ścieżki pod drutami

Punkt odniesienia

do zieleni pola warzyw

z ogryzioną przez zająca główką sałaty

i świeżym krecim kopczykiem

Jaskółka może się zmienić

w plus

w minus

w wektor

a wówczas zmieni się kierunek zainteresowania

odniesienie pozostanie

Jak obliczyć kąty złudzeń

w nieskończoności pragnień

jak ustalić przeciwprostokątną jutra

na której można byłoby się oprzeć

Jaskółka może za chwilę odfrunąć

lub przyleci gromadka innych i rozsiądą się na drucie

zmiana parametrów

jak wyznaczyć środek nadziei w przestrzeni

jak wykreślić wysokość widzenia błahych spraw

jak obliczyć długość okręgu

po którym biegnie myśl w kieracie niespełnień

Jaskółka punkt dnia

 

z tomiku ,,I jest pięknie”

 

 

 

Czy można ocalić ćmy

 

 

Jasny prostokąt na uśpionym niebie

obraz z ćmami rozpłaszczonymi na szybie

gdy wpatrzone w żarówkę pod sufitem

całym swoim krótkim życiem

Kto zrozumie konieczność lotu do światła

do szczęścia czy na zatracenie

nie wiadomo czy ćma to rozróżnia

w swej namiętności

Okno to prostokąt nadziei

dla oślepionych światłem oczu

i tak lecą przed siebie

nie zważając na podmuchy wiatru

ani na pająka czyhającego przy ramie

Skrzydła szeroko rozpostarte

tkliwie nastroszone

zaczarowane

aż do rozstania ze swoim cieniem

Za szybą cały świat pragnień

aby się w nim zanurzyć

po koniuszki skrzydeł

na wieczność

Samotność lustrzanego odbicia

zanim okno zgaśnie niespełnieniem

Czy można ocalić ćmy

wygrać z przeznaczeniem

zanim pryśnie czar miłości

Czy można

 

z tomiku ,,Gdzie jest Izolda”

 

 

 

Małe święto

 

Poezja bosa w ciemnej opończy

ciągle w podróży

prawdopodobieństwo spotkania wysokie

Obojętnie mijana

na przezroczystych schodach milczenia

choć przestrzeń stawia opór

Dyskretna i cierpliwa

z motylem trzepoczącym na rzęsach

między jednym a drugim wybuchem liryzmu

Przyjechała Poezja

uśmiechnęła się na powitanie

i cichutko usiadła przy stoliku

kilka osób obecnych a nieobecnych

zajętych smartfonami

na kłębkach powietrza nawinięta cisza

na wierszowany szal

Spotkanie autorskie

takie małe święto

wiersze kolejno zaprezentowały się na wybiegu

i wróciły do tomiku

Ktoś strącił szklaneczkę ze stolika

i zbiła się

może to na szczęście dla Poezji

 

z tomiku ,,Dysonanse”

Gdzie były moje anioły

Wiatr przeze mnie wieje

czasem leciutki powiew

czasem huragan

rozwiewa kartki pamięci

i znowu mozolnie muszę je składać

Próbowałam wyprzedzić czas swój czas

może mi się nawet udawało

samotność była jednak znakiem trwania

na krawędzi wyobraźni

Nie wiem gdzie były moje anioły

gdy echo budziło pragnienia

uśpione w krzewach mirabelek

wystrojonych jak na wesele

Mijały dni mijały miesiące

spieszyłam się

z nieba spadały perseidy

a każda gwiazdka to jakaś myśl oświecająca życie

Szukałam odpowiedzi

odpowiedzi nie było

niekiedy coś mi się śniło

wszystko na opak

Zdawało mi się że powinnam być gdzie indziej

choć nie umiałam nazwać tego miejsca

nie mogłam go znaleźć na mapie

między Łowiczem a Rzymem

między Żoliborzem i Paryżem

nad brzegami heraklitejskiej rzeki

 

z tomiku ,,Pomiędzy”

 

Guślarze

Ruszają guślarze w noc

w naszych snach rozkładają materace

i poduszki z chmur

księżyc biorą w dłonie

i opowiadają i opowiadają

duby smalone

wiodąc na uroczyska

 

Nienasyceni pochwał i sukcesów

szukają ziemi obiecanej

przeżuwając minione zwycięstwa

palce nam kładą na powiekach

Zrywają owoce zanim dojrzeją

choć zielone gorzkie i cierpkie

owoce wszelkiej wiedzy

palce nam kładą na uszach

Nadzwyczajni w swoim samopoczuciu

w wyobrażeniach o sobie

układają życie nie tylko swoje

chcą położyć nam palec na języku

 

I zbierają zjawy przeszłości

które chcą się uprawdopodobnić

i zbierają mary wyobraźni

które chcą się urealnić

odprawiają swoje obrzędy

w tańcu swawoli

Słychać wierzbowe piszczałki

to diabły spieszą z pomocą

aby nie przedostała się do świadomości

żadna myśl rozsądku

z tomiku ,,Czarne łabędzie”

 

 

Zanim nadeszła wiosna

 

Zanim nadeszła wiosna

z kluczami ptaków wracających

z ciepłych krajów

przyszła wojna

z tysiącami ludzi uciekającymi w pośpiechu

do innych krajów

 

Przyszła wojna

ze spadającymi bombami na domy

szpitale szkoły muzea

na teatr w Mariupolu i monaster w Świętogórsku

niosąc śmierć cierpienie zgliszcza

taki zasiew na przyszłość


 

W Kijowie zakwitły bratki

bo wojna wojną ale kwiaty posadzić trzeba

niebieskie bratki

by trochę nieba ściągnąć na ziemię

by niebem wypełniły się oczy

 

Przyjdzie czas że odrośnie trawa

wykiełkują marzenia zabitych i ocalonych

jak rzeżucha na wielkanocnym stole

ludzie powrócą z obcych krajów

zakwitną kwiaty we wszystkich kolorach

znowu będzie można karmić gołębie

 

Mężczyźni powrócą

choć bohaterstwo jeszcze przed nimi

wyjście z ruin

i ponowne wejście w ruiny

szukanie śladów kruchego życia motyli

a na skrzyżowaniach alei żywych i poległych

czerwone światła

 

Wiosna na pewno nadejdzie