Marki, ul. Fabryczna 2, tel. (22) 781 14 06

Dorota Mężyk-Gębska - WARSZAWA

Dorota Mężyk-Gębska, mezzosopran. Jako wokalistka występuje na scenie od 7 roku życia. Lubi śpiew i to każdy, od opery po operetkę, od pop piosenek po rock i jazz; oczywiście docenia urok tych ostatnich, jednak brak w nich, jak sama mówi, duchowości, a tę najbardziej ceni.
W 1980 roku ukończyła Wydział Wokalny Warszawskiej Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w klasie prof. Krystyny Szczepańskiej. Między innymi była solistką Centralnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego, Opery Szczecińskiej, Teatru Muzycznego w Oberhausen (Niemcy), Zespołu Muzyki Cerkiewnej. Występowała w wielu krajach Europy. Od kilkunastu lat najchętniej występuje solo w recitalu pt.: "Człowieczy los" poświęconym ukochanej i podziwianej przez nią Annie German, przedwcześnie zmarłej w 1982 roku. Śpiewa znakomicie utwory z repertuaru wielkiej gwiazdy polskiej estrady w sposób daleki od naśladownictwa - z akompaniamentem wspaniałych pianistów, w poprzednich latach Czesława Majewskiego, obecnie Eugeniusza Majchrzaka, który wcześniej towarzyszył Annie German w jej koncertach... Bardzo wzruszające są także opowieści Doroty Mężyk-Gębskiej o Annie German, dziś już coraz częściej wspominanej i znowu popularnej dzięki serialowi o niej.

W 1990 roku Dorota Mężyk-Gębska założyła Agencję Koncertową Muzyka, którą prowadzi do dziś w spółce z Magdaleną Gębską i Piotrem Gębskim. Zorganizowała tysiące koncertów (od małych, bardzo kameralnych, po wielkie kilkudniowe festyny) z udziałem wybitnych artystów, także dla widowni dziecięcej.

AGENCJA KONCERTOWA MUZYKA

27.II.2005 - W Mareckim Ośrodku Kultury odbył się KONCERT WSPOMNIEŃ O ANNIE GERMAN zatytułowany "CZŁOWIECZY LOS". Niezapomniane wielkie przeboje wykonała DOROTA MĘŻYK-GĘBSKA - wokalistka operowa (mezzosopran), absolwentka warszawskiej Akademii Muzycznej z udziałem  MIECZYSŁAWA GAJDY - aktora scen warszawskich. Kierownictwo muzyczne i akompaniament CZESŁAW MAJEWSKI.

20.VI.2013, w czwartek o godz. 16.00 - zaplanowany jest w tym samym miejscu koncert o tym samym tytule, z akompaniamentem - EUGENIUSZA MAJCHRZAKA - pianisty, który wcześniej towarzyszył Annie German w jej koncertach. DOROTA MĘŻYK GĘBSKA będzie nie tylko śpiewać, ale także poprowadzi koncert, wspominając wybrane fragmenty z życia wielkiej gwiazdy nie tylko polskiej estrady.


Człowieczy los. Wspomnienia Doroty Mężyk Gębskiej.


Występuję na scenie od 7 roku życia, kiedy to przez przypadek poszłam z mamą na występy do Klubu Kubusia Puchatka, który prowadziła znana artystka przedwojenna, Mira Grelichowska. I tak to się zaczęło. Pani Mira ogłosiła przesłuchania dzieci do zespołu wokalnego, na które się zgłosiłam i zostałam przyjęta. Naszym kierownikiem był warszawski aktor z Teatru Narodowego, Zbigniew Kryński, a grała nam na pianinie i komponowała dla nas piosenki Teresa Niewiarowska (przyjaciółka Wandy Chotomskiej, Mieczysława Gajdy). Zespół nazywał się Mini Babki (było w nim 7 dziewcząt). Wiele koncertowałyśmy, co tydzień śpiewałyśmy u Miry Grelichowskiej. Brałyśmy udział w dużych koncertach organizowanych przez Stołeczną Estradę, a prowadzonych i reżyserowanych przez Mieczysława Gajdę w warszawskiej Sali Kongresowej, trwało to prawie 10 lat. Skończyłam szkołę podstawową i poszłam jednocześnie do warszawskiego liceum im. Batorego i do szkoły muzycznej II stopnia (odpowiednik średniej szkoły) na wydział piosenkarski. Moimi profesorami byli tam m.in. p. Zofia Bredy (śpiew - uczyła m.in. wielką gwiazdę polskiej estrady Łucję Prus), Tatiana Woytaszewska (legendarna akompaniatorka), Alina Świderska (dykcja - wykładała w Akademii Teatralnej, żona znanego aktora - Bronisława Pawlika). Po drugim roku prof. Bredy przeniosła mnie z wydziału piosenkarskiego na wydział śpiewu solowego, (czyli śpiew operowy), uzasadniając decyzję moimi uzdolnieniami wokalnymi. I tak oto zostałam śpiewaczką, a nie - jak chciałam - piosenkarką. Zainteresowania jednak pozostały. W 1974 roku wicedyrektorem szkoły został Andrzej Salamon - pianista, brat bardzo znanego kompozytora i pianisty Janusza Senta, który zaproponował mi udział w eliminacjach do koncertu: "To idzie młodość" festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. O dziwo, tylko ja ze szkoły zakwalifikowałam się, śpiewałam piosenkę specjalnie na ten cel napisaną przez Andrzeja Salomona, akompaniował mi sam mistrz Janusz Sent. Zostałam zaproszona do udziału w festiwalu. I właściwie na tym powinien być koniec mojej przygody, bo odebrano mi moją piosenkę, twierdząc, że się nie nadaje i dano taką, która mi się nie podobała, ale jeżeli jej bym nie zaakceptowała, to z Opola mogłam tylko zrezygnować. Dalej działy się jeszcze dziwniejsze rzeczy, których do dnia dzisiejszego nie umiem zrozumieć, ale wówczas miałam 19 lat, wszyscy wykładowcy w szkole nie poświęcili dla mnie czasu, nikt nie zaprosił mnie na ani jedną próbę z orkiestrą, żebym chociaż posłuchała aranżacji orkiestrowej piosenki, którą miałam wykonać, a ja w swojej naiwności myślałam, że to jest w porządku, i że wszyscy przygotowują się sami. Najgorsze, że nie miałam nawet pianisty. Kiedy przyjechałam do Opola, spotkałam tam Krzysztofa Mazura, (aktor, grał Tomaszka w Nocach i dniach). Byliśmy oboje jak zagubione błąkające się dzieci; jedyną próbą, jaką miałam, była próba generalna, na której po raz pierwszy usłyszałam swoją piosenkę w wykonaniu orkiestry i nie wiedziałam, czy mam się skupić na słuchaniu orkiestry czy reżysera, który równocześnie coś mówił. Mimo wszystko wykonałam ten utwór, którego dziś już nie pamiętam, ale pamiętam jedyną osobę, która pomogła mi wtedy przebrnąć psychicznie przez koszmar Opola. Był to młodziutki (16-letni), Michał Bajor, który zajął się mną bardzo serdecznie. W tym samym roku wzięłam również udział w innym festiwalu piosenki - w Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu. Tu przygotowania wyglądały wzorowo, każdy miał kilka prób z orkiestrą w Kołobrzegu (przyjechaliśmy na koszt wojska tydzień wcześniej), atmosfera była fantastyczna. Po moim występie dostałam wspaniałe propozycje pracy w zawodowych zespołach artystycznych (znakomite zarobki), ale się nie zgodziłam, chciałam studiować.

I na tym moja przygoda z piosenką się zakończyła. Zdałam do Akademii Muzycznej na wydział wokalny, dalsze śpiewanie piosenek było surowo wzbronione, miałam się zająć tylko operą. Studiowałam w klasie prof. Krystyny Szczepańskiej, wspaniałej mezzosopranistki, solistki Teatru Wielkiego w Warszawie. Na II roku studiów wybrałam się na Międzynarodowe Warsztaty Wokalne i Instrumentalne w Weimarze. Byłam na kursie u Hanne Lore Kuse - śpiewaczki Wagnerowskiej - to moje pierwsze kontakty zagraniczne. Po III roku, kompozytor i przewodniczący Jeunnesse Musical - Stanisław Moryto, zaproponował mi wyjazd w czasie wakacji na letni festiwal muzyki współczesnej w Paryżu, aby wykonać pieśni jego kompozycji do tekstów Baczyńskiego. I tu również nie obyło się bez przygód: po pierwsze pieśni powstały na dwa tygodnie przed wyjazdem (czasu na naukę, zwłaszcza muzyki współczesnej nie było za dużo), po drugie pieśni były napisane na sopran (a ja śpiewam mezzosopranem), ale jakoś sobie dałam radę, po trzecie przed samym koncertem spadłam w Paryżu ze schodów, (na szczęście nic mi się nie stało). Koncert odbył się w gmachu radia francuskiego, podobno był nawet transmitowany, ale mnie interesował wtedy Paryż, którym byłam zauroczona; miasto, o którym tyle słyszałam, teraz stało przede mną otworem. Mieliśmy jeszcze kilka koncertów, pamiętam, że ludzie chcieli kupić moje płyty, ale gdzież biedna studentka z Polski (rok 1977) mogła mieć własne nagrania? W tamtych czasach? Nigdy nie należałam do żadnej partii ani do żadnego stowarzyszenia, to był cud, że w ogóle wyjechałam. Na studiach wraz z kolegami z wydziału wokalnego, podróżowałam po całych Niemczech i Austrii, występując w operze Georga Friedricha Haendla "Xerxes" - zagraliśmy przeszło trzydzieści przedstawień w półtora miesiąca. Występowaliśmy pod szyldami Teatru Wielkiego z Warszawy. W Warszawie graliśmy je właśnie w Teatrze Wielkim.

Po skończeniu Akademii w 1980 roku, nie bardzo wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, właściwie nie wiedziałam, jak można się zatrudnić w teatrze, myślałam, że to dyrektor sam proponuje młodym adeptom role, (o ja naiwna!), dopiero później wydobyłam od kolegów, informację, że w teatrach odbywają się przesłuchania na role (dziś nazywa się to casting), ale wtedy o tym nie wiedziałam. Kolega powiedział mi, że Centralny Zespół Artystyczny Wojska Polskiego poszukuje młodych solistów i żebym się zgłosiła. W zespole wytrzymałam 3 miesiące (obca mi była ideologia komunistyczna) i występowałam głównie z orkiestrą symfoniczną, śpiewając arię z opery Carmen w bardzo wielu jednostkach dla szeregowych żołnierzy, którzy oklaskiwali nas gorąco, zmuszając do wielu bisów.

Po tym żołnierskim epizodzie postanowiłam jednak zaciągnąć się do prawdziwego teatru muzycznego. Napisałam prośby o przesłuchanie, dostałam zaproszenie do Gdańska i do Szczecina. W Gdańsku powiedziano, że odpowiedź przyjdzie pocztą, a w Szczecinie zaproponowano mi natychmiast po przesłuchaniu rolę Suzuki w Madame Butterfly Pucciniego. To jedna z głównych ról, obok tytułowej bohaterki, dla mezzosopranu pierwszoplanowa. I to był mój debiut, ale niestety nie do końca udany. Oto przed samą premierą ogłoszono... stan wojenny! Wszystkie teatry zawieszono, premiera się odbyła miesiąc później, ale zmieniły się układy polityczne i premierę musieli zaśpiewać „partyjniacy”. Postanowiłam, że muszę wyjechać z kraju.
W tym czasie w teatrze nie było prawie pracy, przebywałam więc w Warszawie, gdzie przecież mieszkałam, i nawiązałam współpracę z Zespołem Muzyki Cerkiewnej, który działał przy Warszawskiej Operze Kameralnej. Z muzyką cerkiewną nie spotkałam się nigdy przedtem, a mimo to była mi tak bliska i znajoma, jakbym miała ją we krwi (pewnie dlatego, że rodzina mojej mamy pochodzi ze Lwowa, o którym słyszałam przez całe moje dzieciństwo same wspaniałe opowieści). Z Zespołem Muzyki Cerkiewnej pod dyr. Jerzego Szurbaka śpiewali wybitni artyści jak np. Bernard Ładysz, Krystyna Szostek-Radkowa. Razem z tym zespołem występowałam do 1985 roku. Objechałam z nimi Szwajcarię, (nagraliśmy płytę), Francję, Finlandię. Braliśmy udział w licznych festiwalach w kraju i poza granicami. Wszędzie byliśmy przyjmowani entuzjastycznie, pamiętam, że często bisowałam. To były świetne koncerty, nigdy nie widziałam takich spontanicznych reakcji publiczności jak podczas naszych koncertów muzyki cerkiewnej (muzyka m.in. Piotra Czajkowskiego).

Od 1985 roku wyjechałam na kontrakt do Niemiec (Zachodnich), do teatru, w którym kiedyś debiutowała polska śpiewaczka, Teresa Żylis Gara, do miasta Oberhausen. Był to teatr muzyczny. Wystawiano tam operę, operetkę (którą Niemcy uwielbiają) i musical (od razu wzięłam udział w „Jezus Christ Super Star”). Kontrakt mój opiewał na śpiewanie solo i w chórze, jak większości Polaków, których w tym teatrze było bardzo wielu (i w balecie, i w orkiestrze, a dyrektorem muzycznym był Antoni Wicherek - były dyrektor Teatru Wielkiego w Warszawie). Nie znałam niemieckiego, uczyłam się go po prostu w biegu, bo praca w niemieckim teatrze to naprawdę praca. Na raz przygotowuje się trzy różne gatunkowo przedstawienia (opera, operetka, musical) przez jeden miesiąc, co tydzień premiera. W międzyczasie wieczorem przedstawienia. Myślę, że tak pracuje się w całym zachodnim świecie. Pod koniec sezonu, kiedy już były tylko przedstawienia, bardzo mi się nudziło, bo ranki miałam wolne. W teatrze tym byłam pięć lat, śpiewałam tam w Hrabinie Maricy, w Rigoletto, w Evicie, w Carmen, w Halce, Tosce, w bardzo wielu operetkach i operach.

Jak już pisałam, w tym niemieckim teatrze było bardzo wielu Polaków i w 1989 roku urządziliśmy rok polski - Antoni Wicherek wystawił Halkę (śpiewała ją Niemka), a polscy śpiewacy (6 osób) przygotowali wieczór polskiej pieśni (śpiewaliśmy po polsku i po niemiecku), który bardzo się podobał Niemcom.
W czasie mojego pobytu w Niemczech starałam się zmienić teatr, ale przeszkody, które los mi zsyłał, były po prostu jak z filmu (łącznie z wypadkiem samochodowym, kiedy jechałam na przesłuchanie), za każdym razem kiedy miałam jakąś propozycję, zawsze los mi krzyżował plany.

W 1990 roku ze względów rodzinnych, a także wiary, że w Polsce nastąpiły trwałe zmiany i teraz będzie można się rozwijać niezależnie od polityki i układów (o naiwności!), wróciłam do Polski. Po paru miesiącach okradziono mnie ze sprzętu, którym mieliśmy zarabiać na życie. Już jechałam z powrotem do Oberhausen, kiedy na granicy polsko-niemieckiej postanowiłam zostać i założyć agencję koncertową, aby organizować koncerty sobie i swoim znajomym. I tak się stało. Zawsze lubiłam organizować koncerty, na początku było bardzo trudno, ale ja umiałam przekonać i zamawiających, i występujących, a występowali: Hanka Bielicka, Jerzy Połomski, Marek Grechuta, Lidia Stanisławska, Edyta Geppert, Smoleń, Jan Pietrzak, Jan Kobuszewski ze swoim kabaretem, wszyscy artyści z Piwnicy Pod Baranami i bardzo wielu innych.
Potem zaczęłam organizować olbrzymie festyny z zespołami rockowymi, ale najbliższe są mi koncerty kameralne.


W 1995 roku razem z Tomaszem Szumańskim (baryton) i Barbarą Ropelewską (fortepian) zostaliśmy zaproszeni na festiwal k. Dortmundu, aby wykonać koncert finałowy. Program koncertu stanowiły pieśni Schuberta, Schumana, Chopina i duety z oper Mozarta. Na koncert ten przyjechało prawie tysiąc osób i byliśmy wspaniale przyjęci, choć śpiewać przed Niemcami Schuberta i Schumana to nie lada wyzwanie.

W 2000 roku nagrałam razem z Witoldem Matulką (tenor) i Barbarą Ropelewską (fortepian) - wszystkie pieśni Chopina.

W 2000 roku, po wysłuchaniu koncertu Natalii Kukulskiej poświęconego jej matce, Annie Jantar (tragicznie zmarłej w wypadku samolotowym), pomyślałam: "A kto zrobi koncert Annie German? Przecież ona też miała bardzo dramatyczne, ciekawe życie i śpiewała cudownie". Kupiłam jej archiwalne nagrania, i słuchając tych piosenek postanowiłam, że choć jestem nieznana (nigdy nie zbierałam swoich plakatów czy recenzji), zaśpiewam jej repertuar, przygotowując koncert wspomnieniowy o wielkiej artystce, której piosenek nikt nie śpiewa (chociaż teraz coraz częściej słyszy się wykonania młodych wykonawców, ale całościowego takiego programu jak mój, w którym oprócz piosenek, jest również słowo o jej życiu, nie ma). To koncert wspomnieniowy, hołd dla artystki i pamięci o niej, i dlatego bardzo bym chciała, aby nikt nie pomyślał, że zagarnęłam jej repertuar. W koncercie tym i następnych akompaniował mi wspaniały pianista - Czesław Majewski, który przygotował go od strony muzycznej (nutowej). Jest w sztuce akompaniowania bardzo wrażliwy, czuły na każdy oddech solisty i daje poczucie pewności. Koncert ten zagraliśmy w kilku miejscach w Warszawie (dwie piosenki śpiewałam podczas dużego koncertu w Sali Kongresowej w Warszawie), w Łodzi, w pięknej sali w Szczawnie-Zdroju, na festiwalu cygańskim w Gorzowie Wielkopolskim (amfiteatr) na zaproszenie Edwarda Dębickiego (kompozytor cygański, który komponował dla Anny German).

W 2002 roku nagrałam płytę dla Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu, kierowanej przez prof. Zbigniewa Religę. Jest to płyta w całości poświęcona sercu, piosenki na niej nagrane napisali m.in. Wanda Chotomska, Maria Czubaszek, Czesław Majewski, Eugeniusz Majchrzak, Grażyna Orlińska i ja

W roku konkursu chopinowskiego (2010) zaśpiewałam kilkanaście koncertów z muzyką Chopina (poezję recytowała Katarzyna Łaniewska).

Nagrałam też ku pamięci dla potomnych arie i pieśni – aby coś po mnie zostało… Można posłuchać na You Tube.

Od 2005 roku trwała przerwa w koncertach wspomnieniowych z piosenkami Anny German, wróciłam do nich w sierpniu 2012 roku, koncert odbył się w Filharmonii Świętokrzyskiej w przeddzień 30 rocznicy śmierci Anny German. Koncert bardzo się podobał, tak samo jak i następne. Ale nie mam siły do promocji koncertu, wykonałam bardzo dużą pracę mailingową i czekam… Obecnie akompaniuje mi Eugeniusz Majchrzak - pianista, który wcześniej towarzyszył Annie German w jej koncertach, co jak łatwo to zrozumieć, jest dla mnie zawsze wielkim przeżyciem!

Tymczasem Rosjanie zrobili film o Annie German, szeroka publiczność, zwłaszcza młoda usłyszała piękny głos i wspaniałe teksty i melodyjne piosenki i na nowo odkryła, dawno już odkrytą artystkę. Tak to jest w życiu, że właściwie wszystko już było, a każde młode pokolenie wprowadza swoje rządy i upodobania, eliminując poprzedników. Dopiero po latach okazuje się, że młodzi nic nowego nie odkryli i tylko dokonania jednostek są w stanie przetrwać próbę czasu. Myślę, że do takich wyjątków należy Anna German, ale gdyby nie Rosjanie, to pewnie Polacy nie odkryliby jej na nowo.

Obecnie chciałabym nagrać także moje własne impresje muzyczne oraz piosenki dla dzieci do słów Wandy Chotomskiej: "12 miesięcy". Na początku mojej agencyjnej działalności pisałam wiele programów i piosenek dla dzieci, które sama śpiewałam na bardzo wielu koncertach. Rodzice często mnie pytali, gdzie mogliby je kupić, po latach może je w końcu wydam?

Takie są moje dokonania i plany jako artysty.

Dla mnie jako organizatora, najważniejszym wydarzeniem był I Warszawski Festiwal Gitarowy w 2005 roku, festiwal, który stworzyłam nie zdając sobie sprawy, że jest on jedynym na świecie, że powstaną specjalnie napisane koncerty gitarowe na orkiestrę symfoniczną i gitarę klasyczną, że festiwal będzie znany i popularyzowany przez wirtuozów gitary na całym świecie. W tym roku odbędzie się jego VIII edycja.

Drugim wielkim festiwalem, który organizuję jest Festiwal Trzech Kultur we Włodawie, festiwal kilkudniowy, skupiający wielkich polskich artystów i publiczność z całej Polski a nawet z zagranicy. W czasie festiwalu wszyscy stajemy się jak wielka rodzina. W czasie koncertów następuje fenomenalna symbioza artystów z publicznością. W tym roku XIV edycja.

Dorota Mężyk - Gębska
czerwiec, 2013